Tadeusz Piersiak
Zespół Pieśni i Tańca „Częstochowa” prezentował nasz folklor na dwóch festiwalach w Stanach Zjednoczonych. 23 tancerzy i sześcioro członków kapeli między 25 lipca a 12 sierpnia wystąpiło w trzech miejscowościach, dając trzynaście koncertów. Okazuje się, że zespół co roku składa wiele ofert na różne imprezy folklorystyczne na świecie. W tym roku dostał około 15 pozytywnych odpowiedzi, z których wybrał zaproszenie do USA. – W ramach Idaho International Dance Music Festiwal występowaliśmy w Burley oraz Rexburgu z grupami z Chin, Chorwacji, Czech, Filipin i Japonii – mówi Danuta Morawska, szefowa zespołu. – A na Summerfest International Utah gościło nas Bountiful będące właściwie przedmieściem Salt Lake City. Na drugiej imprezie Japończyków i Chińczyków zmienili tancerze z Armenii – dodaje. Częstochowianie podobali się jak zawsze – szefowa zespołu mówi to bez fałszywej skromności. Zawieźli najbogatszy program, najwięcej kostiumów i folklor barwny, a inny niż prezentowane na festiwalach w USA. Konkurować mogliby Czesi, ale ci – w ocenie naszych tancerzy – reprezentowali poziom wyjątkowo niski jak na europejską grupę. Częstochowianie zawarli nowe przyjaźnie, szczególnie bliską z Peruwiańczykami, z którymi mieli nawet wspólną imprezę pożegnalną. Być może andyjscy koledzy odwiedzą nasze miasto. A na pewno częstochowianie pojadą do Japonii, skąd otrzymali już oficjalne zaproszenie. Występy w USA bywały różne – koncerty trwały trzy minuty i pół godziny, do tego dochodziły otwarcia i zamknięcia, parady (podczas jednej wykonano „Mazurka Dąbrowskiego”, a po nim były fajerwerki). Tancerze odwiedzali też szkoły oraz przedszkola, mówiąc o Polsce i Częstochowie. – Mało kto tam wiedział, gdzie ta Polska – śmieje się Morawska. – A wypowiedzenie słowa „Częstochowa” było dużym problemem. Ale dzieci były przygotowane do rozmowy z nami, miały flagę polską i mapę świata, gdzie mogliśmy umiejscowić nasz kraj. Coś w pamięci maluchów jednak pozostanie. To świetny pomysł, który za rok chcę wykorzystać na naszym festiwalu. Kulturową przygodą był kontakt z mormonami. Częstochowianie mieszkali w ich domach. To rodziny wielodzietne, żyjące bardzo skromnie, za to stale uśmiechnięte. Mimo religijnego i obyczajowego rygoru są jednak otwarte na ludzi. Swoich częstochowskich przyjaciół obwozili też po okolicznych atrakcjach. Nie byle jakich zresztą – takich, jak parki narodowe Yellowstone czy Grand Teton oraz iście westernowe miasteczka. Jednak na drogę częstochowianie wyposażeni zostali w „Księgę Mormona”.
Źródło: Gazeta Wyborcza – Częstochowa, 23.08.2007